czwartek, 14 grudnia 2017

Piękny ogród zimą? Tak, to możliwe!

10 sposobów na atrakcyjny ogród zimą


Zima. Wstajesz rano, idziesz do kuchni, włączasz czajnik by zagotować wodę. Przygotowujesz sobie kawę/herbatę w ulubionym kubku, szczelniej otulasz się miękkim szlafrokiem. Delektujesz się pierwszym gorącym łykiem napoju i ciszą, która jeszcze panuje w Twoim domu. Spoglądasz przez okno i... cały dobry nastrój pryska jak bańka mydlana. Patrzysz na swój ogród i czujesz przygnębienie. Szarość i burość. Wszędzie tylko bezlistne gałęzie drzew i krzewów oraz goła ziemia. Odwracasz się od okna - w końcu nie ma za nim nic ciekawego - i spoglądasz na kalendarz, wzdychasz. Do wiosny jeszcze tak daleko...

Czy coś Wam to przypomina? Jeśli czujecie się podobnie, wyglądając zimą przez własne okna, to ten wpis jest dla Was. Podpowiem jak odczarować szaro-bury wygląd ogrodu zimą i jak w prosty sposób uatrakcyjnić zimową rabatę, by Wasze ranki i wieczory nie kończyły się zasłanianiem okien.

nie pogniewałabym się za taki widok z okna, a Wy?


PO PIERWSZE - ROŚLINY ZIMOZIELONE

od góry: runianka japońska, różanecznik, bukszpan wieczniezielony, kopytnik pospolity

Rośliny zimozielone to takie, u których występuje całoroczny przyrost nowych liści, przy czym stare liście zrzucane są stopniowo, przez co roślina jest cały czas zielona i nigdy nie traci wszystkich liści. Natura powinna dostać nagrodę Nobla za ten wynalazek. Jak dobrze, że stworzyła drzewa i krzewy iglaste, rododendrony, bukszpany i inne rośliny wiecznie zielone. Nie od dziś wiadomo, że kolor zielony ma zbawienny wpływ na ludzką psychikę. Koi nerwy i działa relaksująco. Rośliny zimozielone powinny znaleźć się w każdym ogrodzie, nawet najmniejszym. Umiejętnie połączone z roślinami o odmiennych cechach rozwojowych, dadzą nam tak pożądany w ogrodzie atrakcyjny wygląd przez wszystkie pory roku. 

Do najpopularniejszych i najatrakcyjniejszych roślin wiecznie zielonych w naszym kraju należą:
  • wszystkie drzewa iglaste z wyjątkiem modrzewia, który zimą zrzuca igły; 
  • krzewy: różaneczniki, bukszpan wieczniezielony i drobnolistny, pieris kwiecisty i japoński, ostrokrzew kolczasty, mahonia pospolita i pośrednia, laurowiśnia wschodnia, wawrzynek tangucki, ligustr pospolity, ognik szkarłatny, trzmielina Fortune'a, suchodrzew chiński, irgi: Dammera, rozkrzewiona, szwedzka, drobnolistna i rozesłana, kalmia wąskolistna, kiścień wawrzynowy, berberys brodawkowaty, głogownik, skimia japońska, kalina sztywnolistna;
  • byliny i krzewinki: bergenia sercolistna, wrzosy, wrzośce, lawenda wąskolistna, runianka japońska, golteria rozesłana, barwinek pospolity, kopytnik pospolity, ubiorek wieczniezielony, modrzewnica pospolita;
  • pnącza: bluszcz pospolity, wiciokrzew Henry'ego, trzmielina pnąca, jeżyna Henry'ego

PO DRUGIE - ROŚLINY O KOLOROWYCH PĘDACH I OWOCACH

od góry: owoce berberysu, pędy derenia świdwy, pędy derenia białego, owoce ostrokrzewu
Jeśli rośliny zimozielone to dla Was za mało i chcielibyście, aby zimą w waszym ogrodzie pojawił się kontrastowy kolor, idealnym rozwiązaniem będą rośliny o dekoracyjnych pędach, które najefektowniej prezentują się, gdy opadną z nich liście. Wśród rośliny o dekoracyjnych zimą pędach, najatrakcyjniejsze są moim zdaniem - derenie, o przepięknych i intensywnie wybarwionych gałązkach:
  • w kolorze czerwonym - dereń biały (odm. Sibirica i Elegantissima),
  • w kolorze żółtym - dereń rozłogowy (odm. Flaviramea i Silver and Gold), 
  • w kolorze pomarańczowym - dereń świdwa (odm. Midwinter Fire).
Ozdobne pędy mają także żarnowce, janowce, złotlin japoński, perełkowiec japoński i pnącze - kokornak wielkolistny. Ale, ale... Z zielenią roślin wiecznie zielonych równie pięknie będą kontrastowały drzewa o białej korze, czyli brzozy - szczególnie brzoza pożyteczna (Betula utilis), chyba najatrakcyjniejsza w stanie bezlistnym, z najbardziej białą korą ze wszystkich brzóz. Ciekawie w okresie zimowym wyglądają również drzewa o fantazyjnie poskręcanych gałęziach np. leszczyna pogięta i wierzba mandżurska. 

Kolejnym sposobem na ożywienie ogrodu są rośliny o ozdobnych owocach. Może nie będą tak spektakularne widoczne, jak te o intensywnie wybarwianych pędach, ale na pewno będą miłym akcentem dla oka. Są również wartościowe ze względu na ptaki, które żywią się ich owocami. Jest ich całkiem sporo, jest więc w czym wybierać. 

Do najciekawszych roślin ogrodowych o ozdobnych owocach należą: 
  • o owocach czerwonych - ognik szkarłatny (odm. Kasan, Kuntayi, Mohave, Red Column, Red Cushion), berberys Thunberga i pospolity, jarząb pospolity i turyngski, kalina koralowa, cis pospolity, niektóre odmiany ostrokrzewów, róża dzika i pomarszczona, irga pozioma i pomarszczona, jabłoń ozdobna (purpurowa, kwiecista, jagodowa, niska), głogi np. szypułkowi i pośredni;
  • o owocach pomarańczowych - rokitnik, ognik szkarłatny (odm. Firelight, Orange Charmer, Orange Glow, Teton), jarząb szwedzki i dalekowschodni, jabłoń ozdobna (odm. Evereste i Professor Sprenger); 
  • o owocach żółtych - jarząb Arnolda 'Golden Wonder' i jarząb szwedzki 'Joseph Rock', jabłoń ozdobna (odm. Golden Hornet, Wintergold), ostrokrzew Meservy 'Golden Girl', kalina koralowa 'Xanthocarpum';
  • o owocach różowych - jarząb Arnolda (odm. Coral Pink i Pink Veil), śnieguloczka Doorenbosa (odm. Amethyst i Magic Berry), pięknotka Bodiniera; 
  • o owcach białych -  jarząb kaszmirski i Koehnego, śnieguliczka Doorenbosa 'White Hedge';
  • o owocach czarnych - ligustr pospolity, kalina hordowina, aronia czerwonoowocowa;
  • o owocach niebieskich - mahonia pospolita i winobluszcze (pięciolistkowy, zaroślowy, trójklapowy.

PO TRZECIE - ROŚLINY KWITNĄCE ZIMĄ

od góry: oczar, przebiśniegi, ciemiernik, ranniki

Rośliny kwitnące zimą? Tak, są takie! Jest ich relatywnie niewiele i może dlatego robią tak duże wrażenie. Często kwitną jeszcze w zalegającym śniegu. Niektóre, choćby ciemierniki zakwitają już w styczniu. Pozostałe trochę później. Lubimy je, bo są obietnicą wiosny, taką pierwszą jaskółką. Zmęczeni zimą, wypatrujemy każdej, nawet najmniejszej oznaki poprawy pogody, zapowiedzi, że wiosna jest tuż... tuż. Kiedy zakwitają człowiekowi robi się lżej na duszy - przynajmniej mnie robi się lżej i weselej, bo należę do tych osób, które co roku z niecierpliwością wypatrują wiosny, a zimę żegnają bez żalu. Dlatego uważam, że warto je sadzić. Na pewno uatrakcyjnią nie jeden kącik w ogrodzie. 

Oto kilka najpopularniejszych roślin kwitnących zimą:
  • drzewa i krzewy: oczar wirginijski i pośredni, kalina wonna, jaśmin nagokwiatowy (niedawno pokazałam go na Facebooku), wawrzynek wilczełyko (piękny, ale bardzo trujący), suchodrzew Purpusa (podobny do wiciokrzewu), zimokwiat wczesny; 
  • byliny i krzewinki: ciemierniki i wrzosiec krwisty;
  • rośliny cebulowe: rannik zimowy, śnieżnik, cebulica syberyjska, przebiśniegi, krokusy.

PO CZWARTE - SUCHE KWIATOSTANY


Przyprószone śniegiem i szronem zaschnięte kwiatostany roślin wyglądają malowniczo, romantycznie i bardzo naturalnie. Nie wycinajmy ich jesienią, a staną się ciekawą i niebanalną ozdobą naszych ogrodów. Modę na uschnięte badyle, jak je niektórzy nazywają, wypromował w ostatnich latach holenderski projektant ogrodów Piet Oudolf. Trend ten jest na tyle silny, że nawet zaczyna być widoczny w miastach; na skwerach i zieleńcach. Właściwie trudno się dziwić, wystarczy spojrzeć na zdjęcia powyżej. Moim zdaniem najładniej prezentują się suche kwiatostany: jeżówek, rozchodników okazałych, hortensji bukietowych, żelaźnika żółtego, rudbekii, zawilców japońskich, przegorzanów, liatry kłosowej, krwawników i oczywiście traw ozdobnych. Te ostatnie warto na zimę wiązać, często są zbyt wiotkie, by wytrzymać napór śniegu, a poza tym związane lepiej nam przezimują.

PO PIĄTE - OŚWIETLENIE


O iluminację ogrodu warto zadbać o każdej porze roku. Jednakże to właśnie zimą oświetlony ogród najbardziej wydaje się bajkowy. Wystarczy oświetlić jedno drzewo lub najpiękniejszą rabatę, by ogrodu zmienił się nie do poznania. Latarenki ustawione wzdłuż ścieżki prowadzącej do domu, oświetlenie zamontowane na ścianach budynków, lodowe świeczniki ustawione na okiennych parapetach... wszystko to sprawi, że ogród ożyje, będzie cieplejszy i bardziej nastrojowy w odbiorze. Warto też w okresie świąt Bożego Narodzenia pokusić się o zawieszenie w ogrodzie lampionów lub lampek choinkowych, oczywiście tych przystosowanych do warunków zewnętrznych.

PO SZÓSTE - MEBLE, DONICE I DEKORACJE


Uważam, że pozostawienie na zimę w ogrodzie mebli, ale tylko tych z drewna lub metalu, donic (z terakoty i gliny) oraz przystrajanie ogrodu różnymi kompozycjami roślinnymi, to strzał w dziesiątkę. Meble ogrodowe są bardziej wytrzymałe, niż nam się wydaje. Nie musimy zamartwiać się, że szybko się zniszczą. Jeśli po której z kolei zimie ich wygląd będzie nas raził, wystarczy je odnowić. To nic trudnego, wystarczy pomalować je farbą i będą jak nowe. Sami przyznajcie, że przykryte kołderką ze śniegu wyglądają uroczo, podobnie jak wszelkiego rodzaju ogrodowe pergole, trejaże, altanki czy obeliski. Bardzo też lubię bukiety i stroiki z np. naciętych gałązek świerkowych i źdźbeł trawy. Oprószone śniegiem lub szronem wyglądają równie dekoracyjnie, co kwiaty wstawione latem do wazonów. Proste i wyjątkowo urokliwe.

PO SIÓDME - KOLOROWE KARMNIKI


Zawieszenie kolorowych karmników ma same zalety. Wprowadza dodatkowy kolor do ogrodu, tak przecież pożądany o tej monochromatycznej porze roku, i  przyciąga przede wszystkim różne ptaki, np. barwne gile i sikorki. Ogród żyje, a samo obserwowanie ptaków sprawia niemałą przyjemność. O tym, że dokarmianie zimą naszych małych skrzydlatych braci, jest bardzo chwalebne, nawet nie będę wspominać.

PO ÓSME - CHOCHOŁY I INNE OZDOBNE OKRYCIA


Lubię chochoły. Te ze słomy lub maty słomianej. Może dlatego, że kojarzą mi się z niezwykłym pastelem Wyspiańskiego o tym samym tytule oraz z jego dramatem "Wesele". Otulone słomianym chochołem np. róże mają w sobie jakiś sielski klimat. Bardzo podoba mi się również pomysł przewiązywania chochołów lub innych okryć zimowych na rośliny czerwonymi wstążkami. Proste a jakie urocze. Producenci worków jutowych i kapturów z agrowłókniny również nie próżnują. Od jakiegoś czasu można kupić w sieci ozdobne okrycia na rośliny, np. tutaj. Młodsze dzieci powinny być zachwycone.

PO DZIEWIĄTE - BIELENIE DRZEW


Jeśli Wasze okna wychodzą na sad, to może warto rozważyć możliwość wykonania zabiegu bielenia pni drzew owocowych. Oczywiście bielenie wapnem ma przede wszystkim aspekt profilaktyczny (chroni korę drzew owocowych przed ranami zgorzelinowymi), ale nie bez znaczenia jest również efekt wizualny. Bielone drzewka wyglądają po prostu schludniej. W pochmurne, zimowe dni ich białe pnie będą jaśnieć niczym latarnie morskie podczas długich, ciemnych nocy. Jeśli zdecydujecie się na bielenie drzew, to przypominam, że zabieg ten należy wykonać w styczniu, w czasie suchej pogody.

PO DZIESIĄTE I OSTATNIE - GRILLOWANIE I LEPIENIE BAŁWANA


Może wydawać się Wam to dziwne, ale zachęcam Was do aktywnego korzystania z ogrodu zimą. W krajach skandynawskich, gdzie zimy są dłuższe niż u nas, grillowanie lub pieczenie kiełbasek przy ognisku w grudniu, czy w styczniu właściwie jest normą. Spróbujecie, może spodoba się Wam taka forma biesiadowania na śniegu. Ciepłe ubrania, rozpalone koksowniki lub ognisko, pyszne jedzenie... Brzmi jak dobra zabawa, prawda? Gwarantuję, że wasze ogrody zaczną się Wam zupełnie inaczej kojarzyć - bardziej pozytywnie. A w śnieżne dni polecam z dziećmi lub wnukami ulepić bałwana. Złapanie trochę ruchu na świeżym powietrzu wyjdzie Wam tylko na zdrowie. Bałwanowi załóżcie kolorowy szalik i niech się do Was uśmiecha od ucha do ucha, dopóki nie przyjdą roztopy. Myślę, że za każdym razem, kiedy spojrzycie przez okno na takiego uśmiechniętego, śniegowego gościa z zawadiacko przewiązanym szalikiem, zima zda się Wam się całkiem przyjemną porą roku.


Trochę się rozpisałam, ale już kończę. Tak to już jest, kiedy się pisze o rzeczach i sprawach, które pasjonują. Łatwo wtedy o słowotok. Jestem ciekawa, czy któraś z propozycji szczególnie się Wam spodobała? Czy może czymś Was zaskoczyłam? Byłoby mi miło, gdybyście mi o tym napisali w komentarzach pod postem. Na koniec życzę Wam i przy okazji również sobie, pięknej zimy. Wiecie... takiej słoneczniej, śnieżnej, z lekkim mrozem. Trochę takiej jak tej pokazanej na fotografiach, którymi zilustrowałam dzisiejszy artykuł. Mam nadzieję, że czytając dzisiejszy wpis, poczuliście impuls do wprowadzenia zmian we własnym ogrodzie, i że przekonałam Was, iż ogród zimą wcale nie musi być szary i bury. Które z pomysłów przeniesiecie na "własne podwórko", zależy już tylko od Was. Pamiętajcie, ogranicza nas tylko własna wyobraźnia!

PS. I zasobność portfela 😉

czwartek, 30 listopada 2017

Ogród pod Chmurką

Marzenia. Od nich zazwyczaj wszystko się zaczyna. Od pragnień tak silnych, że często człowiekowi nie pozostaje nic innego jak zakasać rękawy i zacząć działać. Są nieodłącznym aspektem ludzkiego życia i jego siłą napędową. Dają nam wiarę, nadzieję, cel w życiu. Są ucieczką od szarej rzeczywistości. Dodają smaku i koloru życiu. Bez marzeń ludzkie życie byłoby przygnębiająco ubogie. Odwaga, by je realizować, jest równie ważna, co same marzenia. Bohaterka dzisiejsza wpisu jest tego doskonałym przykładem. Nie boi się marzyć i ma dość odwagi, by spełniać swoje pragnienia.  Zapraszam na post o niezwykłym „Ogrodzie pod Chmurką” oraz o jego właścicielce - Marii Chmurze. 

BIESZCZADY MÓJ DOM


Kto nie chciałby rzucić wszystkiego i wyjechać w Bieszczady?

Znacie kogoś takiego? Maria miało to szczęście, że nie musiała niczego rzucać. Urodziła się w Bieszczadach i od zawsze wiedziała, że tylko tu może mieszkać, pracować i że nigdzie indziej na świecie nie będzie bardziej szczęśliwa. Jak twierdzi „za bardzo kocha ten niezwykle malowniczym region Polski, gdzie wolniej płynie czas a wspaniała natura jest na wyciągnięcie ręki”, by szukać szczęścia gdzieś indziej. Bieszczady dają jej „poczucie swobody i przestrzeni”. Dorastała na wsi. To właśnie wieś ukształtowała jej „charakter, nauczyła pracowitości, pokory, szacunku do ziemi, oraz miłości do zwierząt i przyrody”. Maria z rozrzewnieniem wspomina swoje dzieciństwo - „zapach pieczonego chleba, smak poziomek w śmietanie, ciepłego mleka prosto od krowy i szelest zbieranego siana”... 

Inną wielką miłością Marii są konie. Kiedy nadszedł moment założenia rodziny, wspólnie z mężem rozpoczęła poszukiwania działki wystarczająco dużej, by kiedyś w przyszłości móc cieszyć się towarzystwem tych niezwykle pięknych zwierząt. Udało się. Kilkanaście lat temu, niedaleko Sanoka, państwo Chmurowie nabyli dużą działkę o pow. 1,8 ha położoną na wzgórzu. Od okolicznych mieszkańców dowiedzieli się, że „w latach 60. i 70. był tam duży punkt skupu lnu i że miejsce to nazywane jest Lnianką”. Nie uprawiana przez 50 lat ziemia okazała się mieć III klasę żyzności. Państwo Chmurowie, żeby wiedzieć „z czym mają do czynienia, zanim cokolwiek zaczęli robić, oddali próbki ziemi do analizy, która wykazała, że gleba ma strukturę piaszczysto–gliniastą, o odczynie kwaśnym (pH 4,9)”. Nie było więc źle.

OGRÓD POD CHMURKĄ


Ogród wraz z domem i stajnią zajmują działkę o powierzchni 30 arów (3.000 m kw.); na 10 arach założono sad i warzywnik. Na pozostałej części gruntów zostały wytyczone pastwiska dla koni. Jak wspomina Maria kiedy budowa domu ruszyła pełną parą, nie myślałam nawet o tym, jak będzie wyglądała przestrzeń wokół domu. Jedyne co było pewne to szpaler z żywotników, który miał chociaż trochę zminimalizować skutki silnie wiejących tu wiatrów. Myślałam też o jakiś krzewach, iglakach i dużym trawniku, o czymś, co nie wymaga dużych nakładów pracy i czasu. Od początku chcieliśmy z mężem stworzyć miejsce przyjazne i bezpieczne dla dzieci. Otoczenie miało być nie tylko przyjemne dla oka, ale również praktyczne. Myśli o nasadzeniach pojawiły się dopiero wtedy, gdy zakończyły się prace ziemne wokół domu. Wiosnę 2014 roku można uznać za początek mojej przygody z ogrodem. Zakasałam rękawy, posadziłam tuje szmaragd i zasiałam trawę odporną na deptanie.

tak wyglądały początki ogrodu

Długie jesienne i zimowe wieczory Maria wykorzystuje na szukanie inspiracji w Internecie. Dziś z uśmiechem na twarzy wspomina swoje pierwsze zakupy w szkółkach i nasadzenia, kiedy to jedyną zasadą, jaką się kierowała przy wyborze roślin, było „byle szybko urosło i wypełniło pustki”. I tak w jej koszyku lądowały przede wszystkim krzewy, wierzby i iglaki. Dzisiaj jest już bardziej świadoma swoich wyborów. Ja mówi: „roślin początkowo sadziłam dużo, większość intuicyjnie i bez jakieś większej koncepcji. W miarę wzrostu mojej ogrodniczej świadomości zaszła potrzeba tworzenia kompozycji, grupowanie roślin, chociażby kolorami. Zaczęłam myśleć pod kątem tworzenia czegoś ciekawego dla oka, spójnego, by rośliny się uzupełniały wzrostem, pasowały kolorystycznie i były zbliżone wymaganiami"

Zapadła decyzja, by wytyczone wcześniej, proste i regularne rabaty, poszerzyć i zmienić ich kształt na mniej formalny. Zabieg ten w znacznym stopniu ułatwił Marii koszenie trawy. Sam trawnik od rabat został oddzielony betonową kostką brukową – ten sposób ułożenia obrzeży w znacznym stopniu zapobiega przerastaniu trawy; można powiedzieć, że trzyma trawnik w ryzach.

moment zmiany kształtu rabat
Maria uwielbia hortensje. Ma ich w swoim ogrodzie ponad 180 szt. Najwięcej bukietowych i drzewiastych – około 120 szt. Ale jak opowiada „nie mogłam nie zauważyć też wyjątkowej urody hortensji ogrodowych. Mimo że są bardzo kapryśne mam ich całkiem sporo. Skupiam się jednak na odmianach niezawodnych, bardziej odporniejszych. Wyszukuję odmiany kwitnące na pędach jednorocznych, by zwiększyć szansę na ich zakwitnięcie. Ze względu na ich dużą ilość nie okrywam ich na zimę – wiem, że to loteria, ale będę próbować. Łatwo u mnie nie mają ze względu na duże nasłonecznienie, ale w miarę wzrostu drzewek i krzewów pojawia się też cień, więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Ziemia w ogrodzie moim hortensjom wyjątkowo odpowiada, sadzę je bezpośrednio do ziemi i nie zakwaszam dodatkowo podłoża. Mimo to wszystkie odmiany hortensji ogrodowej cudnie kwitną na niebiesko — bez dodatkowych zabiegów”.


W ogrodzie pod chmurką swój raj mają również inne gatunki roślin. Oprócz hortensji do faworytów Marii należą jeżówki, rozchodniki okazałe, wszelakie trawy ozdobne i turzyce. Maria bardzo lubi je łączyć w kompozycjach. Jak mówi: „trawy idealnie wpisują się w tutejsze warunki, falując jak szalone na wietrze, dodają lekkości, dzięki nim widać, że ogród tętni życiem, szumi i działa kojąco”. 


Właścicielkę ogrodu przed rokiem zauroczyły również róże. Posadziła je w każdym wolnym miejscu ogrodu. Powstały też typowe różanki. Maria twierdzi, że „efekt wizualny jest jeszcze marny, bo są młodziutkie” i dlatego nie fotografuje ich zbyt często. „Z niecierpliwością czeka, aż róże się rozrosną i pokażą swe piękno”. Niemniej jednak niektóre z krzewów róż, już pokazują, na co je stać. 

różowy kolor róży pięknie podbija kolor ciemnych liści klonu palmowego - połączenie warte zapamiętnia

Ogród pod chmurką jest młodym założeniem. Posadzone przez właścicieli krzewy i drzewa są jeszcze niewielkie i mało widoczne. Jest ich jednak całkiem sporo. Są to m.in.: wierzby, świerki serbskie, jodły kalifornijskie, oliwniki, perukowce, pęcherznice kalinolistne, tawuły, kaliny, katalpy, klony, złotokapy, głogi oraz brzozy odmiany ‘Doorenbos’. Największym problem w ogrodzie są silnie wiejące wiatry. Z tego powodu Maria „unika form piennych drzewek i krzewów, a także stara się nie sadzić roślin nielubiących przeciągów, chociaż czasem i tak nie może się powstrzymać i sadzi na przekór zdrowemu rozsądkowi, bo co to za ogród bez magnolii czy klonu palmowego..."

Wyzwaniem są również chwasty. Ponieważ działka położona jest wśród łąk i pól, wiatr rozsiewa po ogrodzie całe mnóstwo nasion chwastów. Co roku z tego powodu trzeba odchwaszczać trawnik przy użyciu oprysku. By hamować wschody chwastów i ograniczyć parowanie wody Maria gęsto obsadza rabaty roślinami i ściółkuje je skoszoną trawą z trawnika. „O tę trawę rywalizują również jej konie, które czatują przy ogrodzeniu, gdy tylko usłyszą warkot silnika kosiarki”. Ogród nie posiada nawadniania; rośliny muszą radzić sobie same. Podlewane są jedynie przy długotrwałych suszach deszczówką ze studzienki zbiorczej. Inną zmorą w ogrodzie są krety i nornice, które „upodobały sobie korzenie jeżówek i potrafią zniszczyć cały system korzeniowy, uśmiercając tym samym roślinę”. W ramach walki z nornicami Maria dosadza co roku czosnki, a także zatrudniła do walki z nimi... dwa koty.


W tym rejonie kraju zimy często bywają ciężkie. Wiatr i śnieg potrafią usypać ponad metrowe zaspy, szczególnie na rabatach przy tujach. Dlatego też „już jesienią trzeba ogród oczyścić, krótko przyciąć rośliny, bo osiadająca zaspa potrafi wyłamać nawet grube pędy hortensji, jeśli zostawi się je z kwiatostanami”.


Przed domem na trawniku ozdobą są niewątpliwie dwa konie z brzozowych patyczków: Witek i Karuś oraz zabytkowy wóz. Właścicielka chętnie widziałaby tam jeszcze trochę strach ozdób w postaci np. drewnianych kół od wozu, może pługu konnego, starych naczyń czy narzędzi, lub mały płotek z zawieszonymi garnkami. Jak twierdzi: „wynika to chyba z uwielbienia wsi, na której się wychowała”. Z jednej strony zastanawia się, czy nie pokusić się o zrobienie przy wozie „małej, wiejskiej rabatki z pięknymi, kolorowymi jeżówkami”. Z drugiej nie chciałaby już zmniejszać trawnika i zabierać dzieciom miejsca do zabawy i do biegania. Na który wariant zdecyduje się Maria – czas pokaże.


JAK KONIE W GALOPIE


Skąd miłość do koni? „Jakiegoś wyjątkowego przełomu nie było, konie zawsze mnie fascynowały, podziwiałam je za łagodność, niezwykłą mądrość, bystre oko, oddanie człowiekowi” - odpowiada Maria. „Jak wspomniałam wcześniej, pochodzę ze wsi, gdzie konie zawsze pracowały w polu. Pamiętam jak dziś, gdy jako 5-6 – letnie dziecko wykradałam z piwnicy największego buraka i niosłam naszemu konikowi. Zawsze rżał cichutko z radości, gdy mnie widział, siadałam w żłobie i patrzyłam, jak chrupie. To były takie nasze chwile w milczeniu, patrzyliśmy na siebie ze wzajemnym uwielbieniem. Mimo że byłam malutka a on ogromnym koniem pociągowym, to nigdy nie zrobił mi najmniejszej krzywdy. Ja rosłam, miłość do koni rosła ze mną. Wtedy rodzice nie mieli możliwości finansowych, by wykupić mi jazdy konne, czy nawet dowozić do stadniny. Rzeczywisty kontakt z końmi miałam dopiero na praktykach szkolnych. Później były studia w Lublinie na kierunku zootechnika o specjalności hodowla koni i jeździectwo. Los się jednak do mnie uśmiechnął i od 1,5 roku jestem szczęśliwą właścicielką 3 koni: hucuła i dwóch koni rasy kabardyńskiej. Konie są do własnego użytku pod siodło, ale chyba najbardziej do podziwiania — wystarczy mi ich obecność i mogę powiedzieć, że moje marzenia o koniach zostały spełnione. Koniska ciągle testują wytrzymałość ogrodzeń, zgryzają wszystko co dosięgną, nie oszczędziły nawet czubków świerków serbskich posadzonych wzdłuż ogrodzenia, czy pnącej się po zagrodzie trzmieliny. Myślę, że na obecną chwilę doszliśmy do porozumienia dzięki elektrycznemu pastuchowi. Koniki są jeszcze młode, więc mogę spokojnie zająć się ogrodem, zanim przyjdzie konieczność przygotowania ich do pracy pod siodłem. Trudno będzie pogodzić te dwie absorbujące pasje, ale myślę, że i tutaj wypracujemy jakiś kompromis. Na razie mam rewelacyjny nawóz organiczny do ogrodu!”.

rośnie kolejne pokolenie wielbicieli koni

OGRODOWE PLANY I MARZENIA

„Plany na przyszłość są ogromne – nudzić się na pewno nie będę” – opowiada Maria. „Ogród wymaga wszelakiej małej architektury: pergoli, podpór dla róż i pnączy, czy nawet ławki do siedzenia. Zawsze mówiłam, że dopóki nie mam czasu, by usiąść w ogrodzie i po delektować się widokami, to nawet nie ma sensu ławki stawiać, ale już się wygospodarowały 3 miejsca na ławeczkę, więc może jednak koniec prac bliski… Ponadto potrzebne są alejki miedzy nowo powstałymi rabatami, bo na razie trzeba niestety chodzić po błocie. Przyszłościowo konieczne również będzie zagospodarowanie warzywnika. Największym jednak przedsięwzięciem będzie budowa altany i oczka wodnego, ale to plany wręcz kilkuletnie, bo jak to w życiu bywa, zawsze jest coś pilniejszego – np. w najbliższym roku budowa wiaty na siano dla koni. W tej chwili jest to naszym priorytetem”.

Maria uwielbia fotografować swój ogród, czemu absolutnie się nie dziwię
Każdy, kto choć trochę zajmuje się ogrodnictwem, wie, jak wielką sztuką jest tak zaprojektować i dobrać rośliny, by ogród zachwycał o każdej porze roku. „Ogród pod Chmurką” jest na najlepszej drodze, by taką doskonałość osiągnąć. Wystarcz popatrzeć na zdjęcia wykonane jesienią i zimą. Ogród wygląda wtedy jak z bajki.


Trudno rozstać mi się z tym uroczym miejscem i jego przesympatyczną właścicielką. Obie mogłybyśmy długo — jedna opowiadać o ogrodzie, druga nim się zachwycać. Z wielką przyjemnością pisałam ten artykuł, ale kiedyś trzeba go zakończyć. Ja zrobię to właśnie w tym miejscu, dziękując Marii, że mimo licznych obowiązków, znalazła czas by opowiedzieć o sobie i o swoim miejscu na ziemi. Jeśli czujecie niedosyt, mam dla Was dobrą wiadomość. Maria prowadzi fanpage na Facebooku pod nazwą „Ogród pod Chmurką”. Wystarczy polubić profil, by zawsze być na bieżąco z wszystkimi nowinkami w ogrodzie. Serdecznie Was do tego namawiam.

_______________________________
tekst: Monika Zawiślak i Maria Chmura
fotografie: Maria Chmura

wtorek, 21 listopada 2017

Prosta dekoracja jesienna

świecznik, dekoracja jesienna


Zatrzymać kolory jesieni.

Tak krótko w tym roku dane nam było cieszyć się polską złotą jesienią, że postanowiłam jakoś temu zaradzić. Wymyśliłam prostą dekorację w kolorach brązu, czerwieni i zieleni, by w zaciszu domu, choć jeszcze przez chwilę, nacieszyć oczy najpiękniejszymi kolorami jesieni. W pokoju, gdzie stoi stroik, od razu zrobiło się weselej. Mała rzecz a jaka zmiana! Zapraszam na króciutki wpis z cyklu - zrób to sam.

jesienna ozdoba na stół

Do wykonania jesiennej dekoracji użyłam:
  • wianka z witek brzozowych
  • suszonych mini dyń
  • żywych pędów zimozielonego bluszczu
  • suszonych gałązek z owocami dzikiej róży
  • kilku szyszek
  • oraz świec.
jesienna dekoracja na stół, świecznik

Wianek z gałązek brzozowych, mini dynie oraz gałązki dzikiej róży zakupiłam w sklepie dla florystów. Szyszki i kilka pędów bluszczu pozyskałam podczas spaceru w lasie. Przez krótką chwilę zastanawiałam się, czy nie użyć zamiast bluszczu gałązek ostrokrzewu, ale doszłam do wniosku, że z bluszczem będzie mniej zachodu - jest bardziej elastyczny. Świece kupiłam w sklepie znanej szwedzkiej sieciówki.

jesienna dekoracja

Wykonanie dekoracji zajęło mi dosłownie 20 minut. Ponieważ wianek opleciony jest cienkim drucikiem, wystarczyło pędy bluszczu oraz gałązki dzikiej róży przeciągnąć pod nim, a ich końcówki ukryć między gałązkami wianka. Do przymocowania małych, suszonych dyni i szyszek użyłam kleju na gorąco. Na koniec w środku ustawiłam kilka świeć i voilà! Jesienna dekoracja gotowa. 

jesienna dekoracja na stół, wieniec na drzwi

U mnie stroik stoi na niewielkim stoliku, ale równie fajnie będzie wyglądał na stole lub komodzie. Jeśli w tej formie nam się znudzi, zawsze można przywiązać do niego wstążkę i zawiesić go jako wieniec na drzwiach - tylko wtedy oczywiście już bez świec 😉. 

PS. Niedługo święta Bożego Narodzenia. Jeśli szukacie pomysłów na dekoracje świąteczne, to dobrze trafiliście. W zakładce DIY DOM znajdziecie m.in. pomysły na zrobienie małej choinki z łańcucha choinkowego oraz pięknego wianka z bombek. Aha, i jeszcze jedno. Będzie mi niezmiernie miło, jak w komentarzu pod postem dacie mi znać, czy jesienna dekoracja przypadła Wam do gustu.

czwartek, 16 listopada 2017

Moje roślinne odkrycia - cz. III

Kilka miesięcy temu, a konkretnie w lipcu, obiecałam Wam kolejny post z cyklu o moich roślinnych odkryciach. Lipiec się skończył, przyszedł sierpień, następnie wrzesień... Nie wiadomo kiedy nastał listopad. Długo kazałam Wam czekać, przyznaję. Biję się w pierś i przepraszam. Nie zapomniałam bynajmniej o złożonej obietnicy. Brak czasu też nie był tu przyczyną. Najzwyczajniej w świecie nie mogłam się zdecydować, o których roślinach chce Wam opowiedzieć. W końcu jednak powzięłam decyzję. Wybrałam kolejne trzy ciekawe (mam nadzieję) rośliny i cytując tytuł jednego filmu, notabene świetnego, pozwólcie iż stwierdzę, że lepiej późno niż później! 😉

Nie przedłużając, zapraszam do lektury.

ODKRYCIE 7. MODRAK SERCOLISTNY (Crambe cordifolia)

wysokie byliny, duża gipsówka,
modrak sercolistny najlepiej prezentuję się jako soliter
/źródło: pinterst.com i zetas.se/

Ktoś kiedyś określił modraka mianem gipsówki na sterydach. Uważam, że to bardzo trafne określenie. Modrak bowiem jest okazałą rośliną dorastającą do 1,2 - 1,8 m wysokości. Zakwita na przełomie czerwca i lipca burzą białych, drobnych i pachnących kwiatów. Ojczyzną modraka jest Kaukaz i niestraszne mu temp. do - 28 C; jest zatem w naszym kraju rośliną w pełni mrozoodporną. Lubi stanowiska słoneczne (lepiej kwitnie) z ziemią o odczynie lekko zasadowym lub obojętnym. Z racji swych pokaźnych rozmiarów ma spore wymagania co do składników odżywczych i wody. Jeśli chcemy cieszyć się dużą chmurą kwiatów modraka, już od wiosny należy systematycznie zasilać roślinę nawozami bogatymi w fosfor. Świetnie się tu sprawdzi nawóz do pomidorów. Można również przed posadzeniem rośliny zaprawić dołek kompostem i węglem drzewnym oraz kilka razy w roku podsypywać ziemię wokół modraka popiołem drzewnym, który jest naturalnym nawozem bogatym w m.in. wapń i fosfor. W czasie upałów nie należy żałować mu wody; jeśli będzie miał zbyt sucho, jego liście zaczną się kurczyć i cała roślina straci na urodzie. Sadząc modraka w ogrodzie lepiej wybrać mu miejsce osłonięte od wiatrów. Wprawdzie jego pędy są dość elastyczne i raczej się nie łamią, ale zwichrzona i pochylona przez wiatr roślina traci na swojej atrakcyjności. I jeszcze jedno. Liście modraka niestety często stają się stołówką dla ślimaków i larw bielnika kapustnika. Jeśli tylko zauważycie ślady żerowania na jego liściach, trzeba zdecydowanie wkroczyć z odpowiednim środkiem ochrony roślin, czyli mówiąc wprost, należy zastosować oprysk.

Przy okazji wspomnę Wam co nieco o spokrewniony z modrakiem sercolistnym modraku morskim (Crambe maritima). Modrak morski jest rośliną wieloletnią dziko rosnącą na plażach i wydmach wzdłuż atlantyckich wybrzeży Europy, nad Bałtykiem i Morzem Czarnym. Dorasta do 50-70 cm wysokości i charakteryzuje się dużymi liśćmi o wyjątkowym, niebieskozielonym kolorze. Modrak morski ma kwiaty mniej okazałe od swego kuzyna modraka sercolistnego, dlatego też, jeśli jest już sadzony w ogrodach, to właśnie ze względu na piękne, silnie pofałdowane liście lub po prostu jako... warzywo. Musicie bowiem wiedzieć, że modrak morski to kuzyn kapusty i w smaku ponoć (nie próbowałam) przypomina szparagi lub kalafior. 


byliny o zielononiebieskich liściach
niebieskozielone liście modraka morskiego
/źródło: cnpmai.net i thedangergarden.com/


ODKRYCIE 8. ITEA WIRGINIJSKA (Itea virginica)

biało kwitnące krzewy, niewysokie krzewy, krzewy ozdobne
itea wirginijska w porze kwitnienia
/foto: Kathy Diemer/

Itea wirginijska jest wolno rosnącym i niewysokim krzewem, pochodzącym z południowo-wschodnich rejonów Ameryki Północnej. Jej liście przypominają trochę liście wierzby, a nietypowe kwiaty w kształcie rurek i długości ok. 10 cm są barwy biało-kremowej. Pachną i są nektarodajne. Ten uroczy krzew lubi gleby żyzne, przepuszczalne, lekko wilgotne, o odczynie obojętnym lub lekko kwaśnym. Decydując się na posadzenie itei w ogrodzie, należy wybrać jej miejsce słoneczne lub lekko ocienione. W miejscu słonecznym będzie lepiej kwitła, jesienią zaś jej liście intensywniej przebarwią się na kolor czerwony. Należy jednak pamiętać, że im bardziej nasłonecznione stanowisko jej wybierzemy, tym częściej trzeba będzie ją podlewać. Szkółkarze zalecają, aby w pierwszy latach po posadzeniu krzewy itei okrywać na zimę. Na jednym z forów dyskusyjnych przeczytałam jednak, że w Polsce centralnej, mimo braku okrycia, krzewy nie przemarzają i wiosną bez problemów zakwitają (przełom maja i czerwca). Trzeba tu jednak wziąć pod uwagę fakt, że ostatnie zimy w naszym kraju do najsurowszych nie należały. Optowałabym jednak za okrywaniem. Tym bardziej że itea zakwita na pędach ubiegłorocznych i jeśli one przemarzną, krzew po prostu nie zakwitnie. Z tego samego powodu ewentualne przycięcie krzewu, należy przeprowadzać bezpośrednio po przekwitnięciu. W tym miejscu warto podkreślić, że itea nie wymaga cięcia. Sporadycznie można przeprowadzi taki zabieg w celu poprawienia pokroju rośliny. Rozmnożenie krzewu też nie jest trudne. Ponieważ itea rozrasta się na boki przez rozłogi, wystarczy odciąć odrosty korzeniowe i posadzić je w ziemi za nim wyschną. Najpopularniejsze odmiany itei wirginijskiej to: 'Henry Garnet' i 'Little Henry'.

niewysokie krzewy, biało kwitnące krzewy, krzewy o kwiatach pachnących
1. Itea odmiany Little Henry w porze kwitnienia 2. Itea odmiany Henry's Garnet jesienią z pięknie przebarwionymi liścmi
/źródło: pinterest.com i waysidegardens.com/

ODKRYCIE 9. Mukdenia Rossa (Mukdenia rossii)

rośliny do cienia
Mukdenia Rossa w porze kwitnienia
/źródło: florawonder.blogspot.com/

Jako ostatnią roślinę przedstawiam mukdenię. Jest to wolno rosnąca bylina o ciekawym ulistnieniu, kształtem przypominającym liście klonu. Mukdenia przywędrowała do nas z dalekich Chin i Korei. Dorasta do 30-40 cm wysokości i w naszym klimacie jest w pełni mrozoodporna. Wymaga stanowisk półcienistych i lekko wilgotnych. Preferuje podłoża o odczynie od lekko zasadowego do obojętnego, zasobne w próchnice i przepuszczalne. W pełnym słońcu jej liście mogą uleć poparzeniu, natomiast w cieniu nie wybarwią się na jesień. Półcień (4-6 godzin nasłonecznienia w ciągu dnia) to optimum. Brak dostatecznej ilości wody w glebie latem powoduje nieestetyczne zasychanie brzegów liści. Mukdenia zakwita wczesną wiosną (marzec - kwiecień). Białe kwiaty pojawiają się przed rozwojem liści lub równolegle z nimi. W tym czasie roślina najbardziej narażona jest na przymrozki, które mogą uszkodzić pąki kwiatowe. Mukdenia nie tylko w porze kwitnienia jest atrakcyjna. Pięknie prezentuje się również jesienią, kiedy jej liście intensywnie przebarwią się na  kolor czerwony. Posadzona w większej grupie będzie ozdobą każdego ogrodu. Najczęściej spotykaną w sprzedaży odmianą mukdenii jest 'Karasuba', której przebarwianie liści zaczyna się od ich brzegów i stopniowo przesuwa do środka. Jeśli spotkacie się z mukdenią o nazwie 'Crimson Fans' to wiedzcie, że jest to ta sama odmiana co 'Karasuba'. W obrocie handlowym występują obie te nazwy i stosowane są zamiennie.

byliny o przebarwiających się liściach, byliny do półcienia
jesienne przebarwianie się liści mukdenii
/źródło: egardengo.com i plantagogo.com/
Na sam koniec zapraszam Was do przeczytania wcześniejszych wpisów z cyklu "Moje roślinne odkrycia", w których opisałam m.in. cudownie błękitną baptysję oraz zwiewną gillenię trójlistną. Wystarczy kliknąć tutaj i tutaj.

PS. Od jakiegoś czasu można mnie również obserwować na Instagramie. Będzie mi bardzo miło, jak zajrzycie.

niedziela, 29 października 2017

O opuszczonym ogrodzie i jesiennej melancholii

Post, jakiego jeszcze nie było!

opuszczony ogród

Stało się. Dopadła mnie jesienna melancholia. Albo najzwyczajniej w świecie się starzeję. Tfu! Okropne słowo. Bardziej udanie chyba będzie powiedzieć, dojrzewam... Tak, zdecydowanie lepiej brzmi, prawda? Dojrzewanie kojarzy się z winem. A każdy przecież zna to powiedzenie, że im wino starsze, tym lepsze! Hm... mimo wszystko, trzymajmy się jednak wersji, że to melancholia. Słowo na literę S, póki co wykreślam ze swojego słownika. 😉

Zatem melancholia dopadła mnie tydzień temu. Podstępna jest, nie zapowiedziała się, tylko wzięła z zaskoczenia. Jej symptomy rozpoznałam u siebie po wizycie w pewnym zapomnianym przez ludzi miejscu. Samo miejsce nie ma tu jakiegoś szczególnego znaczenia, bo w każdym innym, zapomnianym przez Boga, zapewne poczułabym się równie nostalgicznie. Słowem kluczem jest "zapomnienie".

Trafiłam w to opuszczone miejsce przypadkiem... A może i nie... Fajnie jest myśleć, że czekało własnie na mnie, bym jej dostrzegła, uwieczniła i Wam opisała. Buszując tam z aparatem, wcale nie planowałam tego wpisu. Dopiero wywołując zdjęcia w cyfrowej ciemni, doszłam do wniosku, że może warto je pokazać i opowiedzieć o nastroju, jaki mnie tam ogarnął. Jak zapewne się już domyślacie, dzisiejszy wpis nie będzie z typu poradnikowych. Ba! Nawet nie będzie za bardzo o tematyce ogrodniczej. Nie tym razem. Dziś pozwólcie, że napiszę o przemijaniu w życiu i w przyrodzie. Pogoda za oknem wybitnie sprzyja snuciu refleksji. Tempo życia zwalnia, szybko robi się ciemno, wieczory są dłuższe... Spadają liście z drzew, przyroda przygotowuje się do zimy. Nie dziwcie się zatem, każdego mogło dopaść. Poza tym, czy to coś złego poddać się na krótką chwilę melancholii? Nie sądzę. Nostalgia jest nam tak samo potrzebna, jak każde inne uczucie w życiu, byle nie trwała zbyt długo. 😉

jesienne kwiaty
Złocień różowy. Jak dobrze się przyjrzycie to w jego płatkach dostrzeżecie ukrytego ślimaka

To była niedziela, przedpołudnie. Było zimno i pochmurno. I plener fotograficzny, na który zostałam zaproszona, i który zapewne uznałabym za nieudany, gdyby nie to miejsce. Kilkanaście kilometrów za miastem, las, zarośnięta boczna droga i nieogrodzona działka z budynkami w zaawansowanym stadium ruiny. Taki trochę urbex. Budynki, a właściwie w większości szopy, nie szczególnie mnie zainteresowały, ale mniej więcej pośrodku działki, przed budynkiem mieszkalnym, obecnie już bez dachu, okien i drzwi, w chaszczach zobaczyłam kwiaty. Żywe świadectwo istniejącego tam wcześniej ogródka. Wysokie astry, badyle przekwitłej nawłoci, żółte główki słonecznika bulwiastego i dużo różnych traw. A nawet kwitnący jeszcze złocień różowy. Wszystko mocno zarośnięte, ale jakże malownicze. Fotografowałam i wyobrażałam sobie starszą panią w chustce na głowie, pochyloną nad grządką z motyką w dłoni. Dlaczego akurat starszą panią? Nie wiem, może ze względu na kwiaty, które tam rosły. A może z uwagi na ten pochylony płot...

Pytania: ciekawe kto tu mieszkał i jak mu się żyło? - nasunęły się niejako same. I pewnie nie byłoby dzisiejszego wpisu, gdybym w swoich rozważaniach, nie posunęła się o krok dalej. Zaczęłam bowiem się zastanawiać, jak za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, będzie wyglądał mój własny ogródek. A czy Wy kiedykolwiek zastanawialiście się, co się stanie z waszym ogrodem, kiedy Was już zabraknie? Chodząc po tym opuszczonym przez ludzi miejscu, czyimś domostwie, nieustannie zadawałam sobie to pytania, jak mój ogródek będzie wyglądał za... 50 lat? Czy będzie jeszcze istniał? Czy będą się nim zajmowały kolejne pokolenia? Czy może jednak nikt nie będzie miał serca do tego kawałka ziemi i pozostawi je samemu sobie? Czy przypadkiem nie stanie się po prostu zarośniętym nieużytkiem, gdzie tylko najsilniejsze gatunki przetrwają? Miejscem może i malowniczym, dla jakiegoś podobnego do mnie fotografa, ale tak naprawdę zupełnie opuszczonym. Pytanie o ogród to oczywiście tylko wstęp do kolejnych pytań. Jak będzie wyglądał dom, za te ileś tam lat? Czy przetrwa i będzie służy kolejnym pokoleniom? Czy coś po mnie pozostanie? Czy ktokolwiek będzie o mnie pamiętał? Pytania stare, jak sama ludzkość. Czasem warto jednak sobie je zadać.

jesienne kwiaty, jesienny ogród
Plamy fioletu i żółci na tle wypłowiałych traw. Sama lepiej bym tego nie wymyśliła

Ludzie życie może potoczyć się bardzo różnie. Choroba, bieda, zła wola innych ludzi, śmierć osób nam bliskich, to tylko niektóre z przyczyn ludzkich nieszczęść. Może i nie mamy większego wpływu na nie, ale zawsze możemy starać się tak pokierować swoim życiem i wyborami, by pytania o przyszłość nas nie zasmucały. Kto z Was na moje pytanie o to, jak będzie wyglądał Wasz ogród, kiedy Was już zabraknie, wyobraził sobie drzewa, które niedawno zasadziliście, jako wielkie i majestatyczne? Albo swoje dzieci lub wnuki, które stoją przy pięknym krzewie róży i wspominają, że to była Wasza ulubiona róża? Są tu tacy? Jestem przekonana, że są. I myślę, że śmiało możecie nazwać się szczęściarzami! Tym z Was, których jednak moje pytanie zasmuciło, powiem tak, jeszcze nic straconego! Nigdy nie jest za późno, by uczynić swoje życie lepszym. Nie jest to proste, ale na pewno wykonalne.

urbex
Maleńka szklarenka przygnieciona powalonym konarem wierzby. Kiedyś na pewno ktoś uprawiał w niej pomidory. Wstawał wcześnie rano, kiedy nie było jeszcze gorąco i podwiązywał aromatyczne krzaczki pomidorów
Popatrzcie tylko, co jesień i jedno opuszczone miejsce, może z człowiekiem zrobić, jakie myśli wywołać... Przedzierając się przez chaszcze i zaglądając w różne zakamarki, czegoś, co było kiedyś czyimś domem i ogrodem, doszłam do niewesołego wniosku, że bezrefleksyjnie podchodzenie do kwestii upływającego czasu, nie jest najwłaściwsze. A tak właśnie, w moim przypadku, trochę było. I coś czuję w kościach, że odtąd sadząc kolejne drzewo, będę już zawsze się zastawiać, jak będzie ono wyglądało za 20, 30... 50 lat i kto będzie wypoczywał w jego cieniu.

jesienne klimaty, jesienny ogród
Nawet kolor rdzy na studni współgra z fioletem jesiennych astrów
I na koniec, skoro już tak szczerze sobie tu rozprawiam, to muszę się Wam przyznać, że bardzo jestem ciekawa, jak w dużym stopniu, to o czym Wam tu dzisiaj napisałam, wpłynie na mnie samą. Bo że w ogóle wpłynie, to jestem święcie przekonana. Za dobrze się znam. Może nadarzy się jeszcze okazja, by Wam o tym opowiedzieć. Zobaczymy, czas pokaże. Czy jakoś zaważy to na Waszych wyborach, czy coś zmieni w Waszym życiu, tego nie wiem. To już zależy od Was samych. Każdy z nas ma inną wrażliwość i równie dobrze może się okazać, że na moich fotografiach dojrzycie tylko... chwasty, a sam tekst nie wywoła żadnych, głębszych refleksji. Ale liczę... nie, złe słowo. Jestem przekonana! - że większość z Was uchwyci coś więcej. Popatrzy nieśpiesznie na zdjęcia, zamyśli się... Dostrzeże ślady przemijania i wyciągnie odpowiednie wnioski. Choć na chwilę podda się jesiennej melancholii. A później spojrzy w okno i się uśmiechnie. Tak, uśmiechnie się, bo przecież po każdej jesieni przyjdzie zima. A po każdej zimie, nawet najdłuższej, w końcu nadejdzie wiosna, prawda?

nawłoć, mimoza

PS. Hmm, wydaje mi się, że po mojej melancholii nie ma już śladu. Najwyraźniej blogowanie i ciepłe myśli o wiośnie czynią cuda! 😊

wtorek, 24 października 2017

Piękne jesienią

Drzewa, krzewy i pnącza - mój subiektywny ranking


W tym roku jesień przyszła do nas wyjątkowo wcześnie i to niestety od razu taka zimna i mokra. Tą przysłowiową, złotą, polską jesienią cieszyliśmy się krótko. Niecałe dwa tygodnie. Nie wiem jak Wy, ale ja starałam się maksymalnie wykorzystać te słoneczne dni. Nie tylko na pracę w ogrodzie. Znalazłam czas na wyjazd do Arboretum w Rogowie, by zobaczyć coroczny spektakl przebarwiania się liści klonów oraz kilka godzin na spacer w bukowym lesie za miastem. Brodząc w liściach po kostki, zastanawiałam się, o czym by tu Wam napisać w kolejnym poście na blogu. Doszłam do wniosku, że temat jesiennego przebarwiania się liści będzie w sam raz. Wystarczy, że aura poskąpiła nam w tym roku pięknej jesieni, ja nie zamierzam. Udało mi się sfotografować kilka miłych dla oka jesiennych momentów i chętnie się nimi tutaj podzielę. Przy okazji opowiem Wam o kilku roślinach, których liście - moim zdaniem - najpiękniej się przebarwiają. Jeśli zamarzyliście sobie o wprowadzeniu do ogrodu roślin przebarwiających się jesienią na czerwono, pomarańczowo lub żółto, to dobrze trafiliście. Opiszę kilka z nich. Gwarantuję, że jeśli zaprosicie je do swoich ogrodów, to ozłocą Wasze ranki, na pomarańczowo wymalują południa, a wieczory umilą winną czerwienią. Na samą myśl o tych optymistycznie nastrajających kolorach zrobiło mi się weselej na duszy. Wam też? Zapraszam na post. Będzie ogniście czerwono, jaskrawo pomarańczowo i subtelnie żółto. Czyli tak, jak być powinno jesienią!

1. KLON PALMOWY (Acer palmatum)

arboretum w Rogowie, jesień

Klony palmowe są moim numerem jeden na liście najpiękniejszych jesienią drzew. Co roku w październiku wsiadam do pociągu lub do auta i jadę do Arboretum w Rogowie, gdzie znajduje się kolekcja narodowa tych drzew. Jeżdżę tam, by nacieszyć oczy feerią barw. Zapewniam Was, że to spektakl jedyny w swoim rodzaju. O mojej ubiegłorocznej wizycie w Rogowie przeczytacie tutaj. Klony palmowe pochodzą z Dalekiego Wschodu. Są drzewami lub krzewami, których liście w zależności od odmiany mają kolor różowy, czerwony, purpurowy, kremowy, złocistożółty, czerwono-biały, żółto-zielony lub czerwono-zielony. W naszym klimacie dorastają do ok. 3 m wysokości. Lubią stanowiska widne, ale nie w pełnym słońcu. Nie mają większych wymagań. Preferują gleby lekkie o odczynie lekko kwaśnym lub obojętnym, umiarkowanie wilgotne, ale nie ze stojącą wodą. Można sadzić je w pobliżu zbiorników wodnych, ale na wzniesieniu, tak by ich korzeni nie zalewała woda. Nie należy ich również przesadnie nawozić. Jedynie o czym trzeba pamiętać to fakt, że są wrażliwe na niedobór potasu. Klony nie są w naszym klimacie całkowicie mrozoodporne. W okresie zimowym i wczesnowiosennym najbardziej szkodzą im mroźne wiatry, dlatego należy sadzić je w zacisznych, osłoniętych miejscach. Młode egzemplarze warto na zimę zabezpieczyć słomianą matą lub agrowłókniną. 


arboretum w Rogowie, jesień
Klony w Arboretum w Rogowie


2. WINOBLUSZCZ TRÓJKLAPOWY (Parthenocissus tricuspidata)

Winobluszcz trójklapowy w duecie z zimozielonym bluszczem

Winobluszcz trójklapowy (japoński) skradł moje serce dzięki dachówkowo układającym się trójklapowym liściom. Jest silnym pnączem dorastającym w sprzyjających warunkach do 20 m wysokości. Z wszystkich winobluszczy to właśnie ten gatunek ma najlepiej wykształcone wąsy czepne, dzięki którym bez problemu pnie się nawet po zupełnie gładkich powierzchniach. Dachówkowo układające się liście stanowią naturalną barierą dla deszczu, dlatego też winobluszcz trójklapowy chętnie sadzony jest przy ścianach budynków, które chroni przed wilgocią. Jest jeszcze jeden powód sadzenia tego pnącza przy ścianach. Nie jest ono tak odporne na niskie temperatury, jak jego kuzyni - winobluszcz pięciolistkowy i zaroślowy, którzy mogą rosnąć dosłownie na przysłowiowym wygwizdowie. Winobluszczowi trójklapowemu należy wybierać miejsca zaciszne, osłonięte od wiatru; najlepiej ściany i mury od strony południowej i zachodniej. Dobrze znosi cięcie i nie wymaga jakiś szczególnych warunków glebowych. 

3. TRZMIELINA OSKRZYDLONA (Euonymus alatus)

jesień

Trzmielina oskrzydlona pochodzi z Azji i jest sporym krzewem dorastającym do 2-3 m wysokości. Już we wrześniu jej liście zaczynają się przebarwiać na niespotykanie intensywny, czerwony kolor. Z tegoż też powodu potocznie nazywana jest ognistym lub płonącym krzewem. Trzmielina oskrzydlona nie ma większych wymagań uprawowych. Najlepiej rośnie i najpiękniej się wybarwia w miejscach słonecznych. Preferuje żyzne, dość wilgotne, próchnicze podłoża o obojętnym lub lekko kwaśnym odczynie pH. Jest rośliną odporną na suszę, na niskie temperatury i zanieczyszczenia powietrza, dzięki czemu świetnie rośnie w miastach. Nie wymaga przycinania pędów, rośnie bowiem wolno i ma ładny zwarty pokrój. Do małych ogrodów polecane są: 
  • odmiana "Compactus" dorastająca do 1 m wysokości, 
  • odmiana karłowa "Rudy Haag" dorastająca do 0,6 m wysokości.

Trzmielina oskrzydlona najładniej prezentuje się posadzona przy jasnych ścianach budynków oraz w ogrodach japońskich. Nadaje się również do uprawy w donicach na tarasach.

4. SUMAK OCTOWIEC (Rhus typhina)

liście, jesień

Ojczyzną sumaka jest Ameryka Północna. Jest to niewysokie drzewo lub krzew o parasolowatym kształcie i długich lancetowatych liściach, które jesienią przebarwiają się na niesamowicie jaskrawy kolor żółty i pomarańczowy. Sumaki nazywam żarówkami, bo nawet w pochmurne, jesienne dni wyglądają, jakby świeciły zasilane własnym prądem. Sumak jest mało wybredny i urośnie nawet na bardzo ubogich glebach. Jest bardzo odporny na suszę, mróz oraz zanieczyszczenia powietrza. Przy jego sadzeniu właściwie trzeba spełnić tylko jeden warunek. Należy wybrać mu nasłonecznione miejsce. Sumak octowiec (sumak odurzający) w przeciwieństwie to sumaka jadowitego nie jest trujący. Warto sadzić okazy żeńskie, na których po przekwitnięciu tworzą się okazałe bordowe owocostany, bardzo ozdobne zimą. A i jeszcze jedno. Sumaki łatwo rozrastają się przez odrosty korzeniowe. Do tego stopnia łatwo, że przez niektórych ogrodników traktowane są jak "persona non grata". Jeśli zdecydujecie się na posadzenie sumaka w swoim ogrodzie wybierzcie mu miejsce, gdzie nie będziecie przekopywać ziemi. Dlaczego? Przekopując ziemię, jest bardziej niż pewne, że uszkodzicie płytko rosnące korzenie sumaka. A podcięcie korzeni stymuluję roślinę do wytwarzania licznych odrostów. I zamiast jednego pięknego drzewka w krótkim czasie, dorobicie się licznej rodzinki.

Owocostany sumaka zimą

5. PAROCJA PERSKA (Parrotia persica)


Parocja perska jest niewielkim drzewem, mało znanym i rzadko spotykanym w naszym kraju. Jej ojczyzną jest Iran. Parocja bardzo wolno rośnie i w naszym klimacie dorasta do ok. 8 m wysokości. Posiada rozłożystą koronę i kilka pni. Jej liście podobne są do liści buków. Kwitnie zimą podobnie jak oczary, ale to jesienią jest najbardziej atrakcyjna. Jej liście przebarwiają się na żółto, pomarańczowo, a nawet na kolor mocnej czerwieni. U starszych egzemplarzy kora łuszczy się, podobnie jak u platanów. Najlepiej rośnie w osłoniętych i nasłonecznionych miejscach, lubi podłoża żyzne, przepuszczalne, umiarkowanie wilgotne, o odczynie lekko kwaśnym lub kwaśnym. Dobrze reaguje na cieńcie. Najsłynniejsze parasolowato prowadzone parocje rośną w Castle Drogo w Anglii. W naszym klimacie parocja nie jest w pełni mrozoodporna. Młode pędy przy spadkach temperatury poniżej - 20 C mogą podmarzać. Parocja charakteryzuje się wyjątkowo twardym drewnem, dzięki czemu odporna jest na ataki wszelkich mikroorganizmów, pleśni i grzybów. W szkółkach dostępnych jest kilka odmian parocji. Ciekawą odmianą jest "Burgundy" o liściach w kolorze winnej czerwieni, która dorasta tylko do wysokości 2,5 m, świetnie więc odnajdzie się w mniejszych ogrodach. 

Na zdjęciu z prawej jedna z parocji w Castel Drogo w Anglii

Drzew i krzewów pięknie przebarwiających się na jesień jest oczywiście dużo więcej, choćby ambrowiec amerykański, grujecznik japoński, miłorząb dwuklapowy, metasekwoja chińska odmiany "Goldrush", czy też jarząb pospolity "Joseph Rock". Oferta szkółek w tym zakresie jest całkiem obszerna. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Ja w dzisiejszym wpisie ograniczyłam się do pokazania Wam pięciu roślin, których jesienne barwy liści lubię najbardziej. Gdybym opisała ich więcej, istniała realna możliwość zanudzenia Was na śmierć, więc wolałam nie ryzykować. Ale, ale... Czy Wy w ogóle wiecie, jak to się dzieje, że liście przebarwiają się jesienią? Jeśli nie wiecie, to już wyjaśniam! Otóż, kiedy dni stają się coraz krótsze i do roślin dociera coraz mniej światła, pomiędzy nasadą ogonka liścia a gałązką tworzy się przegroda stopniowo odcinająca strumień przepływających soków. W komórkach liści zanika zielony barwnik  - chlorofil, a pozostają substancje o innych kolorach: żółtym, pomarańczowym i czerwonym. Gdzieś również przeczytałam, że na kolor przebarwiania się liści ma wpływ samo pochodzenie roślin. Ponoć rośliny pochodzące z Azji w większości przebarwiają się na czerwono, a te pochodzące z Europy na żółto. Coś w tym jest...


A jakie są Wasze ulubione drzewa i krzewy o przebarwiających się jesienią liściach? Koniecznie mi o tym napiszcie w komentarzach pod postem.

A! I może trzymajcie razem ze mną kciuki za pogodę, by wróciła piękna, polska, złota jesień, co?  Dzięki!