niedziela, 29 października 2017

O opuszczonym ogrodzie i jesiennej melancholii

Post, jakiego jeszcze nie było!

opuszczony ogród

Stało się. Dopadła mnie jesienna melancholia. Albo najzwyczajniej w świecie się starzeję. Tfu! Okropne słowo. Bardziej udanie chyba będzie powiedzieć, dojrzewam... Tak, zdecydowanie lepiej brzmi, prawda? Dojrzewanie kojarzy się z winem. A każdy przecież zna to powiedzenie, że im wino starsze, tym lepsze! Hm... mimo wszystko, trzymajmy się jednak wersji, że to melancholia. Słowo na literę S, póki co wykreślam ze swojego słownika. 😉

Zatem melancholia dopadła mnie tydzień temu. Podstępna jest, nie zapowiedziała się, tylko wzięła z zaskoczenia. Jej symptomy rozpoznałam u siebie po wizycie w pewnym zapomnianym przez ludzi miejscu. Samo miejsce nie ma tu jakiegoś szczególnego znaczenia, bo w każdym innym, zapomnianym przez Boga, zapewne poczułabym się równie nostalgicznie. Słowem kluczem jest "zapomnienie".

Trafiłam w to opuszczone miejsce przypadkiem... A może i nie... Fajnie jest myśleć, że czekało własnie na mnie, bym jej dostrzegła, uwieczniła i Wam opisała. Buszując tam z aparatem, wcale nie planowałam tego wpisu. Dopiero wywołując zdjęcia w cyfrowej ciemni, doszłam do wniosku, że może warto je pokazać i opowiedzieć o nastroju, jaki mnie tam ogarnął. Jak zapewne się już domyślacie, dzisiejszy wpis nie będzie z typu poradnikowych. Ba! Nawet nie będzie za bardzo o tematyce ogrodniczej. Nie tym razem. Dziś pozwólcie, że napiszę o przemijaniu w życiu i w przyrodzie. Pogoda za oknem wybitnie sprzyja snuciu refleksji. Tempo życia zwalnia, szybko robi się ciemno, wieczory są dłuższe... Spadają liście z drzew, przyroda przygotowuje się do zimy. Nie dziwcie się zatem, każdego mogło dopaść. Poza tym, czy to coś złego poddać się na krótką chwilę melancholii? Nie sądzę. Nostalgia jest nam tak samo potrzebna, jak każde inne uczucie w życiu, byle nie trwała zbyt długo. 😉

jesienne kwiaty
Złocień różowy. Jak dobrze się przyjrzycie to w jego płatkach dostrzeżecie ukrytego ślimaka

To była niedziela, przedpołudnie. Było zimno i pochmurno. I plener fotograficzny, na który zostałam zaproszona, i który zapewne uznałabym za nieudany, gdyby nie to miejsce. Kilkanaście kilometrów za miastem, las, zarośnięta boczna droga i nieogrodzona działka z budynkami w zaawansowanym stadium ruiny. Taki trochę urbex. Budynki, a właściwie w większości szopy, nie szczególnie mnie zainteresowały, ale mniej więcej pośrodku działki, przed budynkiem mieszkalnym, obecnie już bez dachu, okien i drzwi, w chaszczach zobaczyłam kwiaty. Żywe świadectwo istniejącego tam wcześniej ogródka. Wysokie astry, badyle przekwitłej nawłoci, żółte główki słonecznika bulwiastego i dużo różnych traw. A nawet kwitnący jeszcze złocień różowy. Wszystko mocno zarośnięte, ale jakże malownicze. Fotografowałam i wyobrażałam sobie starszą panią w chustce na głowie, pochyloną nad grządką z motyką w dłoni. Dlaczego akurat starszą panią? Nie wiem, może ze względu na kwiaty, które tam rosły. A może z uwagi na ten pochylony płot...

Pytania: ciekawe kto tu mieszkał i jak mu się żyło? - nasunęły się niejako same. I pewnie nie byłoby dzisiejszego wpisu, gdybym w swoich rozważaniach, nie posunęła się o krok dalej. Zaczęłam bowiem się zastanawiać, jak za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, będzie wyglądał mój własny ogródek. A czy Wy kiedykolwiek zastanawialiście się, co się stanie z waszym ogrodem, kiedy Was już zabraknie? Chodząc po tym opuszczonym przez ludzi miejscu, czyimś domostwie, nieustannie zadawałam sobie to pytania, jak mój ogródek będzie wyglądał za... 50 lat? Czy będzie jeszcze istniał? Czy będą się nim zajmowały kolejne pokolenia? Czy może jednak nikt nie będzie miał serca do tego kawałka ziemi i pozostawi je samemu sobie? Czy przypadkiem nie stanie się po prostu zarośniętym nieużytkiem, gdzie tylko najsilniejsze gatunki przetrwają? Miejscem może i malowniczym, dla jakiegoś podobnego do mnie fotografa, ale tak naprawdę zupełnie opuszczonym. Pytanie o ogród to oczywiście tylko wstęp do kolejnych pytań. Jak będzie wyglądał dom, za te ileś tam lat? Czy przetrwa i będzie służy kolejnym pokoleniom? Czy coś po mnie pozostanie? Czy ktokolwiek będzie o mnie pamiętał? Pytania stare, jak sama ludzkość. Czasem warto jednak sobie je zadać.

jesienne kwiaty, jesienny ogród
Plamy fioletu i żółci na tle wypłowiałych traw. Sama lepiej bym tego nie wymyśliła

Ludzie życie może potoczyć się bardzo różnie. Choroba, bieda, zła wola innych ludzi, śmierć osób nam bliskich, to tylko niektóre z przyczyn ludzkich nieszczęść. Może i nie mamy większego wpływu na nie, ale zawsze możemy starać się tak pokierować swoim życiem i wyborami, by pytania o przyszłość nas nie zasmucały. Kto z Was na moje pytanie o to, jak będzie wyglądał Wasz ogród, kiedy Was już zabraknie, wyobraził sobie drzewa, które niedawno zasadziliście, jako wielkie i majestatyczne? Albo swoje dzieci lub wnuki, które stoją przy pięknym krzewie róży i wspominają, że to była Wasza ulubiona róża? Są tu tacy? Jestem przekonana, że są. I myślę, że śmiało możecie nazwać się szczęściarzami! Tym z Was, których jednak moje pytanie zasmuciło, powiem tak, jeszcze nic straconego! Nigdy nie jest za późno, by uczynić swoje życie lepszym. Nie jest to proste, ale na pewno wykonalne.

urbex
Maleńka szklarenka przygnieciona powalonym konarem wierzby. Kiedyś na pewno ktoś uprawiał w niej pomidory. Wstawał wcześnie rano, kiedy nie było jeszcze gorąco i podwiązywał aromatyczne krzaczki pomidorów
Popatrzcie tylko, co jesień i jedno opuszczone miejsce, może z człowiekiem zrobić, jakie myśli wywołać... Przedzierając się przez chaszcze i zaglądając w różne zakamarki, czegoś, co było kiedyś czyimś domem i ogrodem, doszłam do niewesołego wniosku, że bezrefleksyjnie podchodzenie do kwestii upływającego czasu, nie jest najwłaściwsze. A tak właśnie, w moim przypadku, trochę było. I coś czuję w kościach, że odtąd sadząc kolejne drzewo, będę już zawsze się zastawiać, jak będzie ono wyglądało za 20, 30... 50 lat i kto będzie wypoczywał w jego cieniu.

jesienne klimaty, jesienny ogród
Nawet kolor rdzy na studni współgra z fioletem jesiennych astrów
I na koniec, skoro już tak szczerze sobie tu rozprawiam, to muszę się Wam przyznać, że bardzo jestem ciekawa, jak w dużym stopniu, to o czym Wam tu dzisiaj napisałam, wpłynie na mnie samą. Bo że w ogóle wpłynie, to jestem święcie przekonana. Za dobrze się znam. Może nadarzy się jeszcze okazja, by Wam o tym opowiedzieć. Zobaczymy, czas pokaże. Czy jakoś zaważy to na Waszych wyborach, czy coś zmieni w Waszym życiu, tego nie wiem. To już zależy od Was samych. Każdy z nas ma inną wrażliwość i równie dobrze może się okazać, że na moich fotografiach dojrzycie tylko... chwasty, a sam tekst nie wywoła żadnych, głębszych refleksji. Ale liczę... nie, złe słowo. Jestem przekonana! - że większość z Was uchwyci coś więcej. Popatrzy nieśpiesznie na zdjęcia, zamyśli się... Dostrzeże ślady przemijania i wyciągnie odpowiednie wnioski. Choć na chwilę podda się jesiennej melancholii. A później spojrzy w okno i się uśmiechnie. Tak, uśmiechnie się, bo przecież po każdej jesieni przyjdzie zima. A po każdej zimie, nawet najdłuższej, w końcu nadejdzie wiosna, prawda?

nawłoć, mimoza

PS. Hmm, wydaje mi się, że po mojej melancholii nie ma już śladu. Najwyraźniej blogowanie i ciepłe myśli o wiośnie czynią cuda! 😊

wtorek, 24 października 2017

Piękne jesienią

Drzewa, krzewy i pnącza - mój subiektywny ranking


W tym roku jesień przyszła do nas wyjątkowo wcześnie i to niestety od razu taka zimna i mokra. Tą przysłowiową, złotą, polską jesienią cieszyliśmy się krótko. Niecałe dwa tygodnie. Nie wiem jak Wy, ale ja starałam się maksymalnie wykorzystać te słoneczne dni. Nie tylko na pracę w ogrodzie. Znalazłam czas na wyjazd do Arboretum w Rogowie, by zobaczyć coroczny spektakl przebarwiania się liści klonów oraz kilka godzin na spacer w bukowym lesie za miastem. Brodząc w liściach po kostki, zastanawiałam się, o czym by tu Wam napisać w kolejnym poście na blogu. Doszłam do wniosku, że temat jesiennego przebarwiania się liści będzie w sam raz. Wystarczy, że aura poskąpiła nam w tym roku pięknej jesieni, ja nie zamierzam. Udało mi się sfotografować kilka miłych dla oka jesiennych momentów i chętnie się nimi tutaj podzielę. Przy okazji opowiem Wam o kilku roślinach, których liście - moim zdaniem - najpiękniej się przebarwiają. Jeśli zamarzyliście sobie o wprowadzeniu do ogrodu roślin przebarwiających się jesienią na czerwono, pomarańczowo lub żółto, to dobrze trafiliście. Opiszę kilka z nich. Gwarantuję, że jeśli zaprosicie je do swoich ogrodów, to ozłocą Wasze ranki, na pomarańczowo wymalują południa, a wieczory umilą winną czerwienią. Na samą myśl o tych optymistycznie nastrajających kolorach zrobiło mi się weselej na duszy. Wam też? Zapraszam na post. Będzie ogniście czerwono, jaskrawo pomarańczowo i subtelnie żółto. Czyli tak, jak być powinno jesienią!

1. KLON PALMOWY (Acer palmatum)

arboretum w Rogowie, jesień

Klony palmowe są moim numerem jeden na liście najpiękniejszych jesienią drzew. Co roku w październiku wsiadam do pociągu lub do auta i jadę do Arboretum w Rogowie, gdzie znajduje się kolekcja narodowa tych drzew. Jeżdżę tam, by nacieszyć oczy feerią barw. Zapewniam Was, że to spektakl jedyny w swoim rodzaju. O mojej ubiegłorocznej wizycie w Rogowie przeczytacie tutaj. Klony palmowe pochodzą z Dalekiego Wschodu. Są drzewami lub krzewami, których liście w zależności od odmiany mają kolor różowy, czerwony, purpurowy, kremowy, złocistożółty, czerwono-biały, żółto-zielony lub czerwono-zielony. W naszym klimacie dorastają do ok. 3 m wysokości. Lubią stanowiska widne, ale nie w pełnym słońcu. Nie mają większych wymagań. Preferują gleby lekkie o odczynie lekko kwaśnym lub obojętnym, umiarkowanie wilgotne, ale nie ze stojącą wodą. Można sadzić je w pobliżu zbiorników wodnych, ale na wzniesieniu, tak by ich korzeni nie zalewała woda. Nie należy ich również przesadnie nawozić. Jedynie o czym trzeba pamiętać to fakt, że są wrażliwe na niedobór potasu. Klony nie są w naszym klimacie całkowicie mrozoodporne. W okresie zimowym i wczesnowiosennym najbardziej szkodzą im mroźne wiatry, dlatego należy sadzić je w zacisznych, osłoniętych miejscach. Młode egzemplarze warto na zimę zabezpieczyć słomianą matą lub agrowłókniną. 


arboretum w Rogowie, jesień
Klony w Arboretum w Rogowie


2. WINOBLUSZCZ TRÓJKLAPOWY (Parthenocissus tricuspidata)

Winobluszcz trójklapowy w duecie z zimozielonym bluszczem

Winobluszcz trójklapowy (japoński) skradł moje serce dzięki dachówkowo układającym się trójklapowym liściom. Jest silnym pnączem dorastającym w sprzyjających warunkach do 20 m wysokości. Z wszystkich winobluszczy to właśnie ten gatunek ma najlepiej wykształcone wąsy czepne, dzięki którym bez problemu pnie się nawet po zupełnie gładkich powierzchniach. Dachówkowo układające się liście stanowią naturalną barierą dla deszczu, dlatego też winobluszcz trójklapowy chętnie sadzony jest przy ścianach budynków, które chroni przed wilgocią. Jest jeszcze jeden powód sadzenia tego pnącza przy ścianach. Nie jest ono tak odporne na niskie temperatury, jak jego kuzyni - winobluszcz pięciolistkowy i zaroślowy, którzy mogą rosnąć dosłownie na przysłowiowym wygwizdowie. Winobluszczowi trójklapowemu należy wybierać miejsca zaciszne, osłonięte od wiatru; najlepiej ściany i mury od strony południowej i zachodniej. Dobrze znosi cięcie i nie wymaga jakiś szczególnych warunków glebowych. 

3. TRZMIELINA OSKRZYDLONA (Euonymus alatus)

jesień

Trzmielina oskrzydlona pochodzi z Azji i jest sporym krzewem dorastającym do 2-3 m wysokości. Już we wrześniu jej liście zaczynają się przebarwiać na niespotykanie intensywny, czerwony kolor. Z tegoż też powodu potocznie nazywana jest ognistym lub płonącym krzewem. Trzmielina oskrzydlona nie ma większych wymagań uprawowych. Najlepiej rośnie i najpiękniej się wybarwia w miejscach słonecznych. Preferuje żyzne, dość wilgotne, próchnicze podłoża o obojętnym lub lekko kwaśnym odczynie pH. Jest rośliną odporną na suszę, na niskie temperatury i zanieczyszczenia powietrza, dzięki czemu świetnie rośnie w miastach. Nie wymaga przycinania pędów, rośnie bowiem wolno i ma ładny zwarty pokrój. Do małych ogrodów polecane są: 
  • odmiana "Compactus" dorastająca do 1 m wysokości, 
  • odmiana karłowa "Rudy Haag" dorastająca do 0,6 m wysokości.

Trzmielina oskrzydlona najładniej prezentuje się posadzona przy jasnych ścianach budynków oraz w ogrodach japońskich. Nadaje się również do uprawy w donicach na tarasach.

4. SUMAK OCTOWIEC (Rhus typhina)

liście, jesień

Ojczyzną sumaka jest Ameryka Północna. Jest to niewysokie drzewo lub krzew o parasolowatym kształcie i długich lancetowatych liściach, które jesienią przebarwiają się na niesamowicie jaskrawy kolor żółty i pomarańczowy. Sumaki nazywam żarówkami, bo nawet w pochmurne, jesienne dni wyglądają, jakby świeciły zasilane własnym prądem. Sumak jest mało wybredny i urośnie nawet na bardzo ubogich glebach. Jest bardzo odporny na suszę, mróz oraz zanieczyszczenia powietrza. Przy jego sadzeniu właściwie trzeba spełnić tylko jeden warunek. Należy wybrać mu nasłonecznione miejsce. Sumak octowiec (sumak odurzający) w przeciwieństwie to sumaka jadowitego nie jest trujący. Warto sadzić okazy żeńskie, na których po przekwitnięciu tworzą się okazałe bordowe owocostany, bardzo ozdobne zimą. A i jeszcze jedno. Sumaki łatwo rozrastają się przez odrosty korzeniowe. Do tego stopnia łatwo, że przez niektórych ogrodników traktowane są jak "persona non grata". Jeśli zdecydujecie się na posadzenie sumaka w swoim ogrodzie wybierzcie mu miejsce, gdzie nie będziecie przekopywać ziemi. Dlaczego? Przekopując ziemię, jest bardziej niż pewne, że uszkodzicie płytko rosnące korzenie sumaka. A podcięcie korzeni stymuluję roślinę do wytwarzania licznych odrostów. I zamiast jednego pięknego drzewka w krótkim czasie, dorobicie się licznej rodzinki.

Owocostany sumaka zimą

5. PAROCJA PERSKA (Parrotia persica)


Parocja perska jest niewielkim drzewem, mało znanym i rzadko spotykanym w naszym kraju. Jej ojczyzną jest Iran. Parocja bardzo wolno rośnie i w naszym klimacie dorasta do ok. 8 m wysokości. Posiada rozłożystą koronę i kilka pni. Jej liście podobne są do liści buków. Kwitnie zimą podobnie jak oczary, ale to jesienią jest najbardziej atrakcyjna. Jej liście przebarwiają się na żółto, pomarańczowo, a nawet na kolor mocnej czerwieni. U starszych egzemplarzy kora łuszczy się, podobnie jak u platanów. Najlepiej rośnie w osłoniętych i nasłonecznionych miejscach, lubi podłoża żyzne, przepuszczalne, umiarkowanie wilgotne, o odczynie lekko kwaśnym lub kwaśnym. Dobrze reaguje na cieńcie. Najsłynniejsze parasolowato prowadzone parocje rośną w Castle Drogo w Anglii. W naszym klimacie parocja nie jest w pełni mrozoodporna. Młode pędy przy spadkach temperatury poniżej - 20 C mogą podmarzać. Parocja charakteryzuje się wyjątkowo twardym drewnem, dzięki czemu odporna jest na ataki wszelkich mikroorganizmów, pleśni i grzybów. W szkółkach dostępnych jest kilka odmian parocji. Ciekawą odmianą jest "Burgundy" o liściach w kolorze winnej czerwieni, która dorasta tylko do wysokości 2,5 m, świetnie więc odnajdzie się w mniejszych ogrodach. 

Na zdjęciu z prawej jedna z parocji w Castel Drogo w Anglii

Drzew i krzewów pięknie przebarwiających się na jesień jest oczywiście dużo więcej, choćby ambrowiec amerykański, grujecznik japoński, miłorząb dwuklapowy, metasekwoja chińska odmiany "Goldrush", czy też jarząb pospolity "Joseph Rock". Oferta szkółek w tym zakresie jest całkiem obszerna. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Ja w dzisiejszym wpisie ograniczyłam się do pokazania Wam pięciu roślin, których jesienne barwy liści lubię najbardziej. Gdybym opisała ich więcej, istniała realna możliwość zanudzenia Was na śmierć, więc wolałam nie ryzykować. Ale, ale... Czy Wy w ogóle wiecie, jak to się dzieje, że liście przebarwiają się jesienią? Jeśli nie wiecie, to już wyjaśniam! Otóż, kiedy dni stają się coraz krótsze i do roślin dociera coraz mniej światła, pomiędzy nasadą ogonka liścia a gałązką tworzy się przegroda stopniowo odcinająca strumień przepływających soków. W komórkach liści zanika zielony barwnik  - chlorofil, a pozostają substancje o innych kolorach: żółtym, pomarańczowym i czerwonym. Gdzieś również przeczytałam, że na kolor przebarwiania się liści ma wpływ samo pochodzenie roślin. Ponoć rośliny pochodzące z Azji w większości przebarwiają się na czerwono, a te pochodzące z Europy na żółto. Coś w tym jest...


A jakie są Wasze ulubione drzewa i krzewy o przebarwiających się jesienią liściach? Koniecznie mi o tym napiszcie w komentarzach pod postem.

A! I może trzymajcie razem ze mną kciuki za pogodę, by wróciła piękna, polska, złota jesień, co?  Dzięki!

poniedziałek, 9 października 2017

Las w szkle. Niezwykła wystawa "Forest forever"

#detalfest


Mieszkanie w wielkim mieście ma swoje zalety. Najważniejszą z nich jest chyba łatwość dostępu do szeroko rozumianej kultury i sztuki. Kiedy więc na facebooku przeczytałam, że Forest Forever ma wystawę w Łodzi w ramach Łódź Design Festival i Festiwalu Detalu Architektonicznego #detalfest i że będzie ją można zobaczyć tylko przez jedną godzinę, to podziękowałam opatrzności, że jestem na miejscu i że nie mam daleko. Niewiele myśląc, wsiadłam w tramwaj i pojechałam na spotkanie autorskie z Justyną Stoszek. I wiecie co? Długo nie zapomnę tego, co zobaczyłam. To było magiczne.

Las na zawsze, czyli lasy zamknięte w szkle

O samej idei sadzenia roślin w szklanych naczyniach pisałam już na blogu w marcu, w poście pt. "Magia ogrodu zamkniętego w szkle". Warto przeczytać, by dowiedzieć się m.in. tego, jak to jest możliwe, że rośliny zamknięte w słoju nie umierają. Dziś nie będę opisywać zjawisk zachodzących w zamkniętym naczyniu, skupię się natomiast na autorce wystawy, samej wystawie i jej przesłaniu. 

Forest Forever, Justyna Stoszek

Autorką tych niezwykłych żywych dzieł sztuki, które widzicie na moich zdjęciach, jest Justyna Stoszek. Malarka i graficzka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jej przygoda z lasami posadzonymi w szklanych naczyniach rozpoczęła się od przypadku, jedenaście lat temu. Nie wiedziała, co podarować przyjacielowi w prezencie urodzinowym. Zależało jej, by było to coś wyjątkowego. I tak wpadła na pomysł posadzenia poziomki w szklanej menzurce. Przyjaciel prezentem był zachwycony, a pół roku później zadzwonił do niej i oznajmił, że poziomka nie tylko zakwitła, ale również wydała owoc. I tak artystka zaczęła eksperymentować. Przez lata, metodą prób i błędów, dochodziła do wiedzy, którą obecnie posiada. Sadziła swoje miniaturowe lasy i obserwowała je. Czasami się nie udawało. Bywa. Próbowała dalej. Pół roku, tyle potrzebuje świeżo posadzony las w szklanym naczyniu, by ustabilizowały się w nim procesy ekosystemu i by można było zamknąć naczynie na dobre. To bardzo powolny i wrażliwy proces. W tym mini świecie i mini ekosystemie zachodzą podobne zjawiska do tych, które obserwujemy z okien naszych domów. Kiedy przychodzi jesień, mini drzewkom opadają liście. Wiosną zaś ich drobniutkie gałązki pokrywają się pączkami. Oglądanie tego spektaklu u siebie, w zaciszu własnego domu - przyznacie - musi być fascynujące. Gdyby miała tylko odpowiednie miejsce... Szklany słój z lasem nie może być bowiem ustawiony w pobliżu źródeł ciepła ani w bezpośrednim nasłonecznieniu. Najbardziej odpowiadają mu pomieszczenia chłodne, od strony północnej.  

Forest Forever, Justyna Stoszek

Dobór gatunków roślin to jedna w wielu trudności, jakie artystka musiała w czasie swoich eksperymentów pokonać. Wielokrotnie na spotkaniu podkreślała, że rośliny, które sadzi w swoich szklanych naczyniach pochodzą z legalnego źródła. Wiele bowiem gatunków roślin wchodzących w skład runa leśnego np. mech w Polsce jest chronionych prawem i nie można ich sobie tak po prostu zabrać z lasu. Jej ulubioną rośliną, po którą często sięga przy sadzeniu lasu, jest szczawik zajęczy, którego listki do złudzenia przypominają koniczynę. Nie lada wyzwaniem okazało się również pozyskanie samych szklanych naczyń, którymi nie mogły być ze względów estetycznych, zwykłe słoiki. Justynie Stoszek udało się w tej kwestii porozumieć z jedną z hut, gdzie może z pomocą fachowej kadry, sama tworzyć szklane naczynia odpowiadające jej wizji artystycznej. I tak powstały pierwsze szklane kapsuły, jak je później nazwała. Niektóre z nich przypominają ogromne krople wody spływające po powalonych pniach drzew. Na wystawie właśnie tak były prezentowane - na kawałkach pniaków, przy zgaszonym świetle i z włączonymi niewielkim lampki Led w środku. Każdej z osób oglądającej wystawę, włącznie ze mną, w momencie zgaszenia światła, wyrwało się z ust westchnienie: ach, jakie to piękne. Małe mikrokosmosy, żywe organizmy zamknięte w pięknym, kruchym szkle.

Forest forever, Justyna Stoszek

Wspomniałam, że artystka swoje szklane naczynia nazwała kapsułami. Czas wyjaśnić, dlaczego tak, a nie inaczej. Zaryzykuje stwierdzenie, że każdy w Polsce słyszał o rabunkowej wycince drzew w Puszczy Białowieskiej. Na naszych oczach ginie ostatni pierwotny las nizinny w Europie. Las, który należy chronić za wszelką cenę, nie tylko dla dobra żyjących tam zwierząt, ale przede wszystkim dla przyszłych pokoleń. Tymczasem Puszcza, nasze wspólne dobro narodowe, przegrywa z chciwością i głupotą ludzką. Co powiemy naszym dzieciom i wnukom, kiedy te za kilkadziesiąt lat zapytają nas: mamo, tato, babciu, dziadku, co zrobiliście, by uratować Puszczę? Justyna Stoszek może odpowiedzieć, że w pewnym momencie jej życia, sadzenie lasów w szkle, przestało służyć tylko potrzebie tworzenia piękna. Że z chwilą, gdy zaczęły padać pod naporem wielkich maszyn pierwsze wiekowe drzewa w Puszczy, stworzyła "kapsuły ratunkowe, które [symbolicznie] zabiorą rośliny z ziemi, z miejsca dla nich wrogiego". I tak swoją twórczością stara się uzmysłowić ludziom, że sprawa wycinki w Puszczy, jak i każdego innego lasu, dotyczy każdego z nas. Im szybciej to zrozumiemy i zaczniemy przeciwdziałać, tym więcej udała się uratować z tego doskonałego ekosystemu. Bo las nie potrzebuje ludzi, by żyć i trwać. Świetnie sobie poradzi bez nas, czego przykładem są właśnie lasy zamknięte w szkle. Dwutlenek węgla, który wydychamy i który potrzebny jest roślinom do fotosyntezy, drzewa i rośliny mogą pozyskać z obumierających drzew, liści, korzeni. Natomiast my bez tlenu, który produkują drzewa, nie jesteśmy wstanie żyć. Czy tylko mnie ten rachunek wydaje się prosty?

forest forever, Justyna Stoszek

Justyna Stoszek podróżuje ze swoimi kapsułami i pokazuje je na wielu wystawach. Po raz pierwszy kapsuły zostały sfotografowane nie gdzie indzie jak właśnie w Puszczy Białowieskiej. Na powalonych drzewach. Zdjęcie z tej "sesji" możecie zobaczyć tutaj, na fanpage'u artystki, gdzie zostało ustawione jako tło. Kolejne miejsca, gdzie będzie można zobaczyć wystawę "BIOsferaOSOBISTA" artystki to: Wrocław (13.10.2017) i Poznań (27-29.10.2017). Lasy w szkle FOREST FOREVER można oczywiście też kupić. Wystarczy obserwować stronę na Facebooku. Co jakiś czas pojawiają się nowe egzemplarze. Każdy z nich ma swój numer i nazwę. 


A jaka jest sama Justyna? To piękna i filigranowa kobieta, bezpośrednia i przy tym bardzo subtelna. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z kimś nietuzinkowym. Świadczył o tym zarówno bardzo oryginalny strój artystki (żałuję, nie dysponuję adekwatną fotką), jak i sposób opowiadania o swoich pasjach. Cieszę się, że mogłam ją poznać i zobaczyć na własne oczy żywe dzieła sztuki, które tworzy. Moje zdjęcia nie do końca oddają piękno kapsuł. Bardzo się starałam, ale w prawie kompletnych ciemnościach i bez statywu, z ciemnym obiektywem... Sami rozumiecie, łatwo nie było. Mimo to mam nadzieję, że podobnie jak ja, ulegliście urokowi tej wystawy. To, jak? Podzieliście się swoimi wrażeniami w komentarzach pod postem? Byłoby fajnie dowiedzieć się, czy się Wam podobało. Pozdrawiam.
___________________________
Więcej o Justynie Stoszek i Forest Forever znajdziecie na stronach internetowych: justynastoszek.eu i  forestforever.eu.