czwartek, 12 kwietnia 2018

Syndrom wyposzczonego ogrodnika


OBJAWY (występują tylko w okresie zimowym)

  • blada skóra będąca efektem niezbyt częstego przebywania na świeżym powietrzu i ogólnie brakiem samego słońca,
  • częste i tęskne wyglądanie przez okna,
  • wyraźnie odczuwalny deficyt koloru zielonego objawiający się napadowym kupowaniem w centrach handlowych i dyskontach kwitnących roślin,
  • częste wychodzenie do ogrodu pod byle pretekstem a tak naprawdę uparte szukanie oznak wiosny, choćby wszędzie zalegał śnieg a ulepiony miesiąc wcześniej bałwan, nadal wyglądał niezaprzeczalnie świeżo,
  • kompulsywne ostrzenie nożyc i sekatorów, by - jak nadejdzie wiosna - były ostre jak brzytwa,
  • nieustanne przeglądanie fachowej prasy i książek o tematyce ogrodowej i wpadanie w panikę, kiedy skończą się zakładki,
  • zaczerwienienie i łzawienie oczu będące efektem długotrwałego oglądania "Mai w ogrodzie" i "Roku w ogrodzie",
  • ciągłe marudzenie "no, kiedy w końcu przyjdzie ta wiosna",
  • totalne szczęście na widok pierwszego kwiatka ciemiernika lub przebiśniegu,
  • zamawianie online hurtowy ilości nasion i wyobrażanie sobie, jak będzie pięknie, kiedy to wszystko wykiełkuje, a później posadzone do gruntu zakwitnie, i że w tym roku to już na pewno dynie nie zostaną zjedzone przez te okropne, żarłoczne ślimaki,
  • przeglądanie ofert sklepów internetowych z roślinami i denerwowanie się, że pierwsza wysyłka będzie możliwa dopiero w połowie kwietnia oraz zastanawianie się, co ze sobą zrobić do tego czasu,
  • zaanektowanie wszystkich parapetów okiennych w domu lub mieszkaniu (a nawet tych na klatce schodowej) i ustawienie na nich pojemników z wysianymi nasionami oraz zrywanie się w środku nocy z okrzykiem "w co jak to wszystko teraz przepikuję?!",
  • widoczne nasilenie objawów w okolicach lutego i marca.

Brzmi znajomo? Ile z powyższych objawów właśnie zdiagnozowaliście u siebie? Aż tyle?! Spokojnie. Nie musicie iść do lekarza ani tym bardziej wzywać pogotowia. Serio. Wszystko minie w pierwszy słoneczny i ciepły weekend roku, kiedy to ze szczęściem i lekkim obłędem w oczach, będzie można rozpocząć WIOSENNE PORZĄDKI w ogrodzie.

LECZENIE (możliwe, acz daremne)

Leczyć objawowo. Zachować umiar i godność w swoim szaleństwie. Łagodzić skutki, najlepiej wynajdując sobie ciekawe i absorbujące prace domowe np. remont ekstremalny (zwyczajny, może okazać się za słaby 😉). I przede wszystkim nie popadać w chandrę, bo wiosna zawsze - ale to zawsze! - w końcu nadchodzi, kończąc tym samy wielomiesięczne ogrodowe poszczenie.

UWAGA, WAŻNE!

W pierwszych dniach upragnionej wiosny łatwo popaść z jednej skrajności w drugą. Nie należy gwałtownie rzucać się w wir prac ogrodowych. Skutki mogą być dotkliwe (ból mięśni wszelakich, również tych, o których istnieniu się zapomniało, łupanie w krzyżu, nadwyrężenie ścięgien, ból głowy, na który nawet tabletki Goździkowej nie pomogą oraz liczne odciski i bąble na dłoniach). Żeby nie było, że nie ostrzegałam!

porządki w ogrodzie
grabienie, porządkowanie rabat, nawożenie kompostem; praca wre

PRZYPADEK BEZNADZIEJNY, CZYLI JA WE WŁASNEJ OSOBIE

Jak zapewne już się domyślacie, wszystkie opisane powyżej objawy "Syndromu Wyposzczonego Ogrodnika" zaobserwowałam u siebie. Ba! Doszłam do wniosku, że jestem przypadkiem "beznadziejnym", bo przecież jakby mało było tego wszystkiego, to jeszcze prowadzę bloga o tematyce - a jakże! - ogrodowej. Nie zastosowałam się również do własnej rady, tej o nie "rzucaniu się gwałtownie w wir prac ogrodowych". W pierwszy nadarzający się weekend dzielnie "leżałam na glebie", jak to ze śmiechem określiła moja sąsiadka. Wyjaśniam. "Leżenie" w użytym zwrocie oznacza całodniowe prace z nosem przy ziemi, w pozycji kucznej lub wręcz na kolanach. Efekt? Łatwy do przewidzenia.

SOBOTA WIECZÓR (po całym dniu tyrania w ogródku)

Gorąca kąpiel, bo właśnie zaczęły dawać o sobie znać, pierwsze objawy "opóźnionej bolesności mięśni", potocznie nazywanej "zakwasami". Rozpaczliwe poszukiwanie w apteczce maści przeciwbólowej, by wysmarować się od stóp po szyję i by tym samym, zwiększyć swoje szanse na samodzielnie podniesienie się rano z łóżka, bez konieczności angażowania drugiej osoby. Uzupełnienie ilości płynów w organizmie (jakiś litr wody mineralnej), bo w ciągu dnia oczywiście byłam tak pochłonięta grabieniem, przycinaniem itd., że zupełnie zapomniałam o podstawowych potrzebach fizjologicznych. Na więcej zabiegów reanimacyjnych, zwyczajnie nie miałam już siły. Padłam na twarz.

NIEDZIELA 

Powtórka z rozrywki. Z tą różnicą, że jakby wolnej. Wolniej, bo ręce miałam jakieś takie zesztywniałe, a podnoszenie z kolan, odbywało się już nie tak sprawne, jak dzień wcześniej. Mało tego. W pewnym momencie dnia schylam się, następnie prostuję i słyszę stęknięcie. Rozglądam się, szukając źródła tego "zbolałego" dźwięku. Nikogo w koło. Skonsternowana dochodzę do jedynego, możliwego wniosku. Ups. To mnie wyrwało się owo stęknięcie. Ciało protestuje, a jest jeszcze tyle do zrobienia! Trudno, jeszcze chwilkę popracuję... Jakoś dam radę. Ta chwilka oczywiście przeciąga się w godzinę albo nawet dwie. W końcu, kiedy naprawdę czuję, że dalej nie dam już rady, bo narzędzia wypadają mi z rąk; i gdy przez dobre 5 minut bezrozumnie gapie się na sekator, zupełnie nie mogąc sobie przypomnieć, po co go trzymam w dłoni - postanawiam zakończyć pracę. Prostuję obolałe plecy. Podnoszę oczy na ogród. Rozglądam się i... spływa na mnie niczym balsam, błogość i czysta radość. Siadam. Podziwiam wiosnę, wysprzątany ogród i czuję satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. I, mimo że wszystko mnie boli, czuję się szczęśliwa. Tak szczęśliwa, jak dawno nie byłam. Nie samą pracą przecież żyje ogrodnik; trzeba znaleźć również chwilę, by się nim zwyczajnie... pozachwycać.

Do miłego, moi drodzy Ogrodnicy!

dereń, irys żyłkowany, agrest
nareszcie wiosna!

PS Fakt, że nie jestem osamotniona w tym szaleństwie, jakim są wiosenne porządki w ogrodzie, jest naprawdę bardzo pocieszający 😉. Bo nie jestem, prawda?

6 komentarzy:

  1. pięknie to opisałaś:) ja mam tylko mały ogródek, ba! ogródunio pod blokiem, więc te wszystkie przyjemności sobie dozuję. Wychodzę co chwilę na chwilę;) acz i tak odczuwam to tu i ówdzie. Miłego sezonu w ogródku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam jak natchniona i sama z siebie się śmiałam. Było mi to potrzebne by odreagować zakwasy 😉 Nieważne, jak mały jest ogrodek. Ważne, że jest! Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
  2. Bardzo pozytywny post ;) Rozbawiłaś mnie! :) Ale coś w tym jest, moi rodzice kochają swój ogród!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały wpis:) Znam dobrze ten syndrom :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie, znacznie lepiej spoglądać na ogród już bez sił, ogród nam wszystko wynagrodzi - a latem zrobi to z podwójną siłą! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh jak ja dobrze znam taki stan i jego objawy :)
    Na szczęście oprócz bólów mięśni, otarć i bąbli pozostaje satysfakcja i zachwyt :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i Twój komentarz. Postaram się odpowiedzieć Ci najszybciej, jak to możliwe. Tymczasem zapraszam do regularnego odwiedzania bloga. Rozgość się i czuj się jak u siebie. Monika